Poślubiony na szkoleniu a prawie mama słomianą wdową. Nie, nie, nie będziemy się smucić i zamartwiać. Dzisiejszy dzień ogłaszam oficjalnie dniem lenia. W końcu kiedy jak nie teraz będzie na to okazja. Był nawet czas, żeby obejrzeć telewizję śniadaniową, a jeśli mnie pamięć nie myli ostatnio oglądałam 24 września, kiedy to dowiedzieliśmy się, że Majuszka z nami zamieszkała. Pamiętam dokładnie wszystko z tego dnia. Mimo iż jakoś specjalnie zapamiętać się nie starałam i gdyby nie nudna telewizja śniadaniowa chyba bym o nim nie pomyślała. Myśl, że może ja to już nie tylko ja pojawiła się rano, później było spotkanie z panną O. Miałam ubraną czarną sukienkę, był spacer. Później się przebrałam w żółtą, wzięłam walizkę i wsiadłam do pociągu w kierunku Warszawy. Całą drogę myślałam co jeśli tak. Poślubionego męczyłam smsami. Wieczorem okazało się, że kobieca intuicja nie zawodzi, a ja płakałam no bo jak to, przecież nie dam rady, wiem, że chciałam, ale już?! Taka banalna, nudna historia, a każdego dnia zmienia nasze życie. Moje i Poślubionego bo trzeba myśleć już za trzech, bo już nie będziemy tylko małżeństwem, a rodziną. W tej rodzinie ja będę najszczęśliwszą żoną cudownego Męża, i mam nadzieję dobrą mamą, taką fajną.
Pozdrawiam,
Katjuszka
PS Ciekawa jestem jak to było u Was, może opowiecie? :)