Oj jak się bałam. Myśl o powrocie odsuwałam na bok. Starałam się o tym w ogóle nie myśleć. Do tego dochodziło szukanie niani. Brak jakichkolwiek odpowiadających mi kandydatek. No i stało się. Pójść musiałam. Nadal jestem na urlopie rodzicielskim, ale wykonuję pracę na pół etatu. Praca ta, w moim przypadku to dwa dni. Nie żałuję. Chociaż oczywiście wolałabym ten czas spędzić z Majuszką. Nie mniej jednak są też i plusy tego. Nawet kilka. Praca moja sprawia mi przyjemność. No ja po prostu lubię to co robię! Lubię kontakt z ludźmi. Lubię podłączać kroplówki. Lubię asystować przy zabiegach. Po 10 godzinach pracy wbrew pozorom przychodzę wypoczęta. Nie fizycznie, ale tak gdzieś w środku. Bo mam możliwość odmiany od codziennej rutyny. Podkreślam cudownej rutyny. Zaczynam pracę na 9 więc zawsze staram się rano spędzić troszkę czasu z Majuszką. Obowiązkowe karmienie, a później "pięć" minut zabawy. Oj jak mi się płakać chce, kiedy muszę wyjść. A jak Majuszka? Kiedy wychodzę uśmiecha się. Kiedy wracam też uśmiecha się od ucha do ucha. A kiedy jestem w pracy? Woła, szuka, ale nie jest smutna. Ma Tatę, z którym zabawa jest doskonała a za chwil parę najcudowniejszą opiekunkę, a właściwie opiekunki. Lecą mi w pracy te godziny raz dwa trzy. Czy tęsknię? I to jak! Ale wiecie co? Tak właśnie wczoraj o tym myślałam. W pracy mam wrażenie jakbym po niej szła na randkę. Taką wymarzoną. Takiej której doczekać się nie mogę. Wchodzę do metra, pędzę do windy. Może motyli w brzuchu nie ma, ale skrzydła są. Pukam. Cichuteńko bo Majuszka powinna spać. Nie śpi. Obdarowuje mnie swoim najwspanialszym uśmiechem, żeby później spokojnie zasnąć. Bardzo lubię ten dzień po naszym rozstaniu. Jestem wtedy mamą razy dwa, a może nawet razy trzy. A Majuszka uśmiecha się jeszcze bardziej. Tak jak dzisiaj, mimo szczepienia. Pewnie będą takie dni, że na pracę będę narzekała. Że będzie trudno. Jednak na razie jest zaskakująco dobrze.
Pozdrawiam
Katjuszka