12 grudnia 2013

O czwartku, który zaczął się o 4.50

Słyszę jak przewraca się z boku na bok. Pobudka. Pewnie po 6. Patrzę, a tu 4.50. No nie. Majuszka jeszcze noc! Daję smoczek. Całuję w czółko. Cisza. Ufff. 5.10. Przekręca się z boku na bok. Poślubiony chce Majuszkę do łóżka. Mówi ma. On ma tę moc potrafiącą namówić ją do snu. Pobudka 6.50. Yeah! Śniadanie. Zabawa. Drzemka. Drugie śniadanie. Zabawa przy choince! Jaka zadowolona. Piski i śmiechy. A ja razem z nią piszczę i się śmieję. 11. Czas na spacer. Marudzi, bo ubierać się nie lubi, ale spacer musi być! A jak spacer to zakupy. Lidlowe. Ulubiony Pan Kasjer podarował nam książkę! Wracamy do domu. Chcę położyć Majuszkę, żeby się przebrać. Łapie się łóżeczka. Zobaczcie! Potem obiad. Wspólny. Majuszka pierwszy raz je pomidory. Dzwonek do drzwi. Kurier! Będziemy się tulić! Prawie skaczę z radości. Drzemka. Majuszki. Ogarniam bałagan. Parzę herbatę. Siadam na kanapie. Przykrywam się czerwonym kocem. 2 odcinki Downton Abbey! Po jedzeniu znów śmiechy i drzemka. Wraca Poślubiony. My jemy obiadokolację. Majuszka banana. Atak śmiechu Majuszki. 19.10. Majuszka umyta, najedzona, uczesana, ucałowana śpi. A nic nie zapowiadało, że to będzie taki udany czwartek! :)


Pozdrawiam
Katjuszka