25 lutego 2014

O mleku moim




Długo zastanawiałam się czy to wszystko napisać. Zmotywowały mnie sobotnie warsztaty zorganizowane przez  Fundację Mleko Mamy, Siostrę Anię i Medelę, w których mogłam brać udział. Krótka była moja i Majuszki historia z karmieniem piersią. 27 maja o godzinie 10.20 na mojej klatce piersiowej wylądowała najpiękniejsza istota na świecie. Majuszka. Ciepła, wilgotna i taka malutka. Leżałyśmy razem dwie godziny. Miała na sobie za dużą czapkę, chociaż kiedy ją pakowałam wydawała mi się malusieńka. Nawet bałam się, że będzie za mała! Majuszka ciekawska od samego przyjścia na świat. Oczy otwarte. Rozglądała się na prawo i lewo. Szukała. Pierwsze nieporadne próby przystawienia do piersi. Raz, może dwa się udało. Zasnęła. Cud natury. Śpioch. Napatrzeć się nie mogłam. Wciąż nie mogę. Po czterech godzinach odpoczynku zamieniłyśmy salę porodową na położniczą. Trzy najgorsze dni. Nie, nie, nie przez Majuszkę. Przez brak wsparcia. Przez brak pomocy w karmieniu. Przez skuteczne doprowadzenie do zera mojego poczucia wartości i radzenia sobie w byciu mamą. Nic tu Pani nie ma. Płacze bo jest głodna. Trzeba dać jej mleka. Poślubiony wspierał. Chyba tylko dzięki niemu nie poddałam się od razu. Kiedy był przy nas Majuszka pięknie jadła. Czuła, że jestem spokojna. Ale kiedy tylko wychodził, problemy znowu wracały. Kochane studentki, które pomagały i mi i Majuszce poradzić sobie z nową sytuacją. Tylko, że one były na krótko. Później szara rzeczywistość. Znowu pytania czy mam butelkę. Nie, nie mam. Mam piersi i mleko. Przegrałam bo znalazły butelkę. Na szczęście przyszło Boże Ciało! Wychodzimy! A i w piersiach dosyć sporo dla Majuszki. Po przekroczeniu progu mieszkania problemy z karmieniem jakby zostały po drugiej stronie. Majuszka jadła i spała. Jadła i spała, a ja wiedziałam, że jest szczęśliwa i najedzona. Pamiętam, że zjadłam szparagi i to nie za bardzo jej się podobało! Śmialiśmy się, że to taka swojska dziewczyna. Jaka byłam szczęśliwa i dumna, że te moje piersi, które podobno nie nadawały się do karmienia jednak karmić umiały. Mijały pierwsze dni. Trudne dni. Cała nasza rodzina uczyła się siebie nawzajem. W poniedziałek zła wiadomość. Bliskiej osoby już z nami nie ma. No i przyszedł wtorek. Od rana podły nastrój. Płacz. Dreszcze. Ból głowy i brzucha. Pomyślałam, że to normalne w końcu ciężki poród za mną. Poślubiony widział, że dzieje się coś złego. Zmierzył temperaturę. 38 st. C, a zaraz później 39.  I coraz silniejszy ból w dolnej części brzucha. Awaria sieci. Żaden telefon nam nie działał. Jak na złość. W końcu udało się. Taksówka. Kierunek szpital. Poślubiony został z Majuszką. Izba przyjęć i czekanie. Dominika dziękuję! : ) Zostałam przyjęta na oddział. Infekcja połogowa. Następnego dnia, po zabiegu miałam wyjść do domu. Wrócić do mojej Majuszki. Wróciłam za siedem dni. Za siedem najdłuższych w moim życiu dni. Dni, kiedy poczułam największy ból brzucha i kiedy gorączka była tak wysoka, że miałam wrażenie, że zaraz się zagotuję. Początkowo była szansa odciągnięcia mleka i dostarczenia go do Majuszki. Później zbyt dużo leków i zbyt duże dawki. Odciągałam dalej. Co dwie godziny. Mleko wylewałam do zlewu i płakałam. Poślubiony przeszedł najtrudniejszy egzamin w życiu. Zdał go doskonale. We wtorek wróciłam do domu. Do przystawienia Majuszki do piersi musiałam odczekać dwa dni. Pokarm odciągałam i wylewałam. Po dwóch dniach przystawiłam Majkę. Nie zapomniała! Radziła sobie doskonale. Jakby w ogóle nie było tej naszej rozłąki. Po kilku dniach rany na brodawkach. Blizny są do dziś. Potworny ból. Krew. Zaciskałam zęby przy przystawianiu, bo później było już lepiej. Pewnego ranka już rady nie dałam. Poślubiony umówił do poradni laktacyjnej. Pojechałyśmy. Infekcja grzybicza brodawek po antybiotykoterapii. Kolejne antybiotyki, tym razem w maści na brodawki.  Rany w ogóle się nie leczyły. Miałam wrażenie, że jest gorzej. Mimo wszystko karmiłam. Po wcześniejszym zmyciu maści. Jednak Majuszka i tak miała problemy z brzuszkiem, a później w ogóle nie umiała się przyssać. Odciągałam i karmiłam. Tylko, że odciąganego mleka było coraz mniej, chociaż w piersiach mnóstwo. Kolejna wizyta w poradni i kolejna. Majuszka nie przybiera na wadze. Rany się nie goją. Majuszka głodna. Poddałam się. Po dwóch miesiącach. Wiem, że gdybym wtedy znała te historie, które znam teraz i znała te kobiety, które znam teraz pokonałabym te problemy. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi wiary we własne możliwości. Powiem, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się, a ja czasu nie wrócę. Majuszka też na pewno nie będzie na mnie o to zła. Teraz wiem, że zrobię wszystko, żeby majuszkowe rodzeństwo dostało ode mnie to co najlepsze.














Pozdrawiam
Katjuszka

80 komentarzy :

  1. Niestety, mało jest pomocy w szpitalu dla matek :-(
    Ja też jej nie otrzymałam, ale nam jakoś los był łaskawy i udało się karmić.

    Pozdrawiam ;-)

    Ps. Piękne zdjęcia z karmienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkopałam te zdjęcia. Zapomniałam o nich. :)

      Usuń
  2. Kochana my też w szpitalu miałyśmy problem, a ja byłam wręcz załamana, że mając mleka pod dostatkiem nie umiem nakarmić własnej córki...wszystkie położne jak jeden mąż mówiły, że mam zbyt płaskie brodawki i sutki...chwała Bogu, że moja teściowa też jest położną i przyjechała aby być z nami przez pierwszy tydzień. Pokazała co i jak na spokojnie już w domu. Zapobiegła nawałowi i zapaleniu piersi. I to dzięki babci cycujemy się do dziś i planujemy do 6 miesiąca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O moich brodawkach słyszałam to co Ty. Tak mi przykro, że osoby, które powinny wspierać tego nie robią. Trzeba coś z tym zrobić. Musimy działać! :)

      Usuń
  3. oj początki karmienia i ja wspominam nie zbyt milo :( wiadomo ból, bo piersi nie przyzyczajone, także zaciskałam zęby gdy przystawiałam córe do piersi :( ale udało się z czasem zaczelo mi to sprawiac przyjemnosc :) myśle, ze gdybys nie wrociła do szpitala z powikłaniami karmilabys dluzej,ale tak mialo byc najwazniejsze ze Majuszka rosnie i ma się świetnie :)
    ja karmię 4miesiace, tyle ma córa, ale zaczynam sie bać, że mam coraz mniej pokarmu, Kornelka teraz je co niecałe 3h a wczesniej jadła co 3 i wiecej, eh nie wiem co myslec ale jestem pozytywnej mysli bo chce karmic przynajmniej do 6 miesiąca :)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym okresie często zdarza się kryzys, ale pokonasz go! Karm jak najdłużej! :)

      Usuń
  4. I mi się nie udało wykarmić Maksia :( Wiele łez wylanych z tego powodu było. Lecz postanowiłam, że następnym razem tak łatwo się nie poddam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem będziemy idealne matki karmiące! :)

      Usuń
    2. Patrząc na Was obie jesteście idealne. Czasem natura, czasem psychika a czasem brak ludzkiej pomocy płatają figle- zrobIłyście co można było. Ja od 1,5 tyg mam swoją Oleńkę na świecie z karmieniem lekko nie jest, ale trzeba próbować, bo któż jak nie My- MATKI :)

      Usuń
  5. Ja rodzilam w katowicach na Łubinowej i opieka cudowna pomagaly polozne rownie cudowne przystawiac choc ja musialam po miesiacu zakonczyc karmienie przez bardzo silne leki na moje zapalenie wrzodziekace jelit

    OdpowiedzUsuń
  6. NIKOMU nie wolno oceniać Mam pod kątem karmienia. Podziwiam wytrwałość i determinację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Mimo wszystko wciąż byłam oceniana. Do tego młody wygląd i jest o czym gadać! : )

      Usuń
  7. a ja wlasnie na dzis szykowałam notkę o mleczarni! i jak mi się uda to będzie dziś lub jutro moja historia. Ostatnio naczytalam sie o problemach matek z karmieniem i to mi uswiadomilo jakie ja mialam szczescie, choc tez poczatki latwe nie byly - tylko z nieco innych powodow. nie moglam sie doczekac powrotu ze szpitala do domu, bo niestety co jedna polozna to madrzejsza, i tylko niepotrzebnie dodatkowo mnie stresowaly.dzielna bylas! nastepnym razem bedzie na pewno lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesz się karmieniem jak najdłużej! : )

      Usuń
    2. Miałam podobnie jak Zuzanna - nie mogłam się doczekać powrotu do domu, w szpitalu każdy się mądrzył, a pomocy tak naprawdę nie otrzymałam. W moim przypadku po cc nie miałam pokarmu i sama musiałam pobudzić laktację. Nikt mi jej do piersi nie przystawił po porodzie, trafiła do inkubatora i od razu zaczęła dostawać mleko modyfikowane. Na szczęście udało się i do dzisiaj karmię jeszcze piersią. Najgorszy jest pierwszy raz. Czy nikt w szpitalu nie zdaje sobie sprawy z emocji, jakie towarzyszą matkom rodzącym swoje pierwsze dziecko? Ja byłam przerażona wszystkim, każdy mówił mi co innego, nie wiedziałam co robić. Spędziłam w szpitalu 6 dni i z ulgą w końcu wróciłam do domu, od tego czasu u nas było już tylko coraz lepiej.

      Usuń
  8. o tak pamiętam tę "pomoc" jak urodziłam Em.
    przyszła nacisnęła pierś jedna z drugą położną mówiąc, ma Pani pokarm, to może karmić i wyszły.
    nikt nie pokazał jak, nie uczył.
    Em płakała, a ja z nią.
    pobyt w szpitalu, całe 10 dni wspominam koszmarnie.
    poddałam się.
    H nawet nie próbowałam karmić, wolałam sobie tego oszczędzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego tak jest, że jesteśmy źle traktowane?

      Usuń
    2. te złośliwości, krzywe spojrzenia...
      pamiętam. pierwsza doba po porodzie, pierwsze na co miałam ochotę to kubuś truskawkowy, mąż mi spod ziemi go wydobył i przyniósł, wypiłam duszkiem.
      została pusta butelka na stoliku, przychodzi położna i pyta się czy to wypiłam, mówię, że tak, ona z głupawym uśmiechem, że cieszy się, że jej zmiana się kończy, obróciła się na pięcie i wyszła.
      pamiętam to do dziś.

      Usuń
  9. Myślę, że i tak długo wytrzymałaś. Bardzo dzielna i silna. Mnie też się nie udało, choć nie było aż takich kłopotów. U mnie było odwrotnie. Ze mną wszystko było w porządku. Nawet nawały nie były jakieś nieznośne. Za to Zosia nie chciała mnie. Nie chciała mojego mleka. Był płacz, mimo że był pokarm i dobrze ją przystawiałam. No i nie przybierała na wadze ponad miesiąc.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też przeżyłam horror po porodzie, nie mogę się do dziś pogodzić z tym brakiem wsparcia, choć bardzo chciałam żeby ktoś mi pomógł karmić... U nas na szczęście historia skończyła się dobrze i karmiłam 20 miesięcy. Dałam sobie radę sama, ze wsparciem internetowych koleżanek, bo na pomoc lekarzy itd nie miałam co liczyć :(
    Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej! I że jak kiedyś pojawi się rodzeństwo Majuszki, to też uda się karmić długie miesiące :)

    A tak poza tym, cudnie było Cię poznać, fajna z Ciebie kobietka! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złości mnie fakt, że nie mamy wsparcia.

      Ciebie też było cudnie spotkać! Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda się znowu! : )

      Usuń
  11. och, i gdzie takie położne jak Jeanette Kalyta? Ja i tak miałam dużo szczęścia, bo przy porodzie miałam świetną położną, a i te w czasie trzech dni pobytu w szpitalu nie były najgorsze.. choć jednej sytuacji też nie zapomnę. pierwsza noc, tuż po porodzie, który skończył się o 19 byłam wykończona, poród trwał 17 godzin. Zosia została ze mną w sali, padłam, zasnęłam, chyba nie dziw po takim wysiłku, utracie krwi i 24 nieprzespanych godzinach.. nagle wchodzi położna i z wielkimi pretensjami mówi do mnie używając mojego nazwiska- pani A. pani dziecko płacze.. wstyd mi się zrobiło, ale miałam też do niej żal, że powiedziała to w taki sposób, jakbym była wyrodną matką, a ja byłam po prostu skrajnie wyczerpana.. a Twoja historia piękna i i tak niezmiernie Cię podziwiam za determinację i zagryzanie zębów mimo wielkiego bólu! nie wiem, czy bym tak umiała! i na pewno dasz radę przy następnym bobasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd mi za kolejną położną.

      Usuń
    2. Jakbym czytała o sobie, przyszła położna do sali w nocy i zaczęła na mnie wrzeszczeć żebym wstała do dziecka bo płacze kiedy ja zmęczona po porodzie nie spałam dwa dni i jedną noc...strasznie to przykre. Pobyt w szpitalu po porodzie wspominam ze łzami w oczach. Większość czasu przepłakałam. Chociaż przy położnych i lekarzach starałam się być spokojna bo koleżanka z sali która była już tam ze swoim wcześniaczkiem dwa tygodnie powiedziała mi że jedna moja poprzedniczka dostała wypis z zaleceniem konsultacji psychiatrycznej bo płakała i podejrzewali u niej depresję poporodową. Dlaczego płakała? Bo nie potrafiła dziecka wykarmić i nie radziła sobie...ale przecież najlepiej etykietkować zamiast zapytać co się dzieje ;/ To smutne...

      Usuń
  12. Ojojoj.... ależ historia... Kasiu przytulam jak tylko mogę! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdjęcia piękne, byłaś bardzo dzielna! Wiem, co to problemy z laktacją, zwłaszcza jeśli trzeba przestać karmić na jakiś czas - ja musiałam na 8 dni, na szczęście udało się wrócić, ale infekcja grzybicza, która Ciebie dopadła to już zupełnie inny temat. Dobrze, że udało się karmić tyle, ile się udało. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedniażko, wiele musiałaś przejść:( To jest straszne, jak źle w szpitalach podchodzą do karmienia piersią. Nie dość, że nie pomagają to jeszcze szkodzą. Ja byłam bardzo zdeterminowana i tylko pewnie dlatego mi się udało. Podziwiam, że tak długo walczyłaś. Well done:)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wkrótce sytuacja w szpitalach się zmieni. :)

      Usuń
  15. Kochana, dzielna byłaś i jesteś. Twoja Majuszka to wie na pewno. Szalenie współczuję rozłąki z maleństwem po porodzie. Ja nie wiem, czy bym to przeżyła a Ty cieszysz się każdym dniem, gdy już jesteście ze sobą, nie oglądając się za siebie :)

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  16. wzruszyłam się Katjuszko,piękna historia, wiele przeszłaś, ale byłaś dzielna, no i mąż na medal!


    Lena.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kasiu, jakże podobna Twoja historia do mojej... choć bez rozłąki, choć bez bólu fizycznego... i też jak dziś pamiętam dzień/ noc gdy się poddałam i jak na sygnale gnaliśmy do całodobowego tesco po mleko dla córeczki... po całym dniu przystawiania co po chwilę i głodnego płaczu... ja też płakałam - ze szczęścia gdy moje dziecko w końcu zasnęło najedzone...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam kiedy Majuszka zasnęła spokojnie. : )

      Usuń
  18. Początki były trudne dla Was, biedactwo, namęczyłaś się.

    http://nnnnatalie.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  19. Wprawdzie słyszałam strzępki tej historii, już wtedy mi się wydało to niesprawiedliwe...teraz znam szczegóły- PODZIWIAM, że tyle walczyłaś :*
    Masz rację teraz nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem...są przemyślenia i duże chęci, aby przy kolejnym (a może kolejnych ;)) było bardzo mlecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Również walczyłam o karmienie maluszka 2 miesiące. Trudne, długie 2 miesiące. Nie udało się dłużej. Również nauczona tą lekcją myślę, że lepiej mi pójdzie następnym razem:) A synek (już 3-letni) na otarcie łez i może żebym nie miała ciężkich wyrzutów sumienia pięknie się rozwijał i rozwija:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja w szpitalu też miałam wsparcia zero... Tylko krzyki że dziecka karmić nie potrafię... Julek nie umiał dobrze ssać, ale w końcu sie nauczył - po sześciu dniach. Karmiłam piersią 3,5 miesiąca, potem przyszedł kryzys, trudna sytuacja i duuużo stresu, mleka nie było, był za to płacz, wrzask więc zaczeło się dokarmianie. Teraz po mleku śladu nie ma. Też płakałam z tego powodu, do tej pory mi się zdarza jak sobie przypomnę te cudowne chwilę gdy karmiłam synka, ale tera nie ma juz co do tego wracać. Ważne, że jest zdrowy i szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo Ci współczuję, nie wiem czy wytrzymałabym tyle co Ty... Sama nie miałam i nie mam żadnych trudności z karmieniem piersią (oprócz standardowych). Ten wpis jeszcze bardziej pomaga mi w zrozumieniu problemów kobiet z karmieniem i nie ocenianiem ich. Dziękuję. Trzymaj się dzielna kobieto :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja jestem szczęściara, bo udało mi się wykarmić Maksa przez 12 miesięcy. Co do położnych w szpitalu, w którym rodziłam (Cieszyn) to mam mieszane uczucia. Jedne zachęcały, przystawiały, inne po pierwszej nieudanej próbie zabierały małego na butelkę (zwykle te starsze). Na szczęście w nieszczęściu mam niewyparzoną gębę i upomniałam się o swoje ;)
    A u Ciebie następnym razem uda się z pewnością :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Popłakałam się... dlaczego nie mamy wsparcia? dlaczego? mnie się udało tylko dlatego, że byłam wcześniej na warsztatach z doradcą laktacyjnym i walczyłam w szpitalu, żeby karmić. A ile kobiet się poddaje? Raju, jakie to przykre:(((

    OdpowiedzUsuń
  25. Ojej współczuję bardzo, musiało być Ci ciężko, szczególnie podczas pobytu w szpitalu... u mnie też łatwo nie było, były gorsze okresy. Mleko było ale mała ciągle głodna, mało przybierała. Pediatra zaleciła dokarmianie, karmiłam piersią do 6 miesiąca po czym mleko po prostu zniknęło. Cieszę się że choć tyle się udało.
    W szpitalu różnie mnie traktowali, jedne lepiej, inne gorzej... pamiętam jak pierwszej nocy Hania zrobiła kupkę i pojechałam z nią do położnych żeby pomogły mi ją przewinąć to prawie mnie wyśmiały... ale jedna była normalna i mi wszystko pokazała. No tak, bo przecież my pierworódki od razu wszystko wiemy... Czułam się strasznie upokorzona tym.

    OdpowiedzUsuń
  26. Jesteś dzielna mimo wszystko!!! ♥ Ważne że Maja jest zdrowa i szczęśliwa:)
    Mnie nękało zapalenie piersi i zatkane kanaliki mleczne, poranione sutki, czasem brakowało mi pokarmu ale w końcu jest dobrze!:) Co do szpitali szkoda gadać, jak mi zabrakło pokarmu to nawet nie chcieli pomóc..:(

    OdpowiedzUsuń
  27. Teraz jesteśmy mądrzejsze o tamte doświadczenia. Teraz wiemy gdzie możemy szukać prawdziwej pomocy. Młoda mama przerażona i drżąca nad zdrowiem swojego maleństwa często poddaje się przedwcześnie. Ja tez się poddałam, bo wierzyłam, że to co robię jest dobre a lekarze wpoili mi przeświadczenie, że innego wyjścia nie mamy.
    Oby nasze kolejne maleństwa dostały od nas dłużej to co dla nich najlepsze - nasze mleko.

    Całuję :***

    OdpowiedzUsuń
  28. Z nami było inaczej położne non stop zaglądały i uczyły przystawiać prawidłowo dziecko do piersi męczyłam się,bo mały nie chciał jeść był na początku niejadkiem gdy tylko wróciłam do domu wszystko się zmieniło synek zaczął jeść i coraz więcej a brodawki miałam popękane zaciskałam zęby bo chciałam karmić i karmię już 20 miesięcy! Kasiu podziwiam twoją determinację i wytrwałość i męża że zdał egzamin za opiekę nad Majuszką :) Życzę aby następnym razem było było już lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  29. Kochana i u nas karmienie piersią było krótkie... na samej piersi zaledwie 2 tygodnie. Na początku tylko dokarmiałam MM, a potem to już się szybko potoczyło i od ukończenia miesiąca tylko mleczko modyfikowane.
    Tak samo jak Ty wiem, że z dzisiejszą wiedzą nie skończyło, by się tak! Ale już na wszystko za późno.
    Szpital wspominam miło. Położna pomogła mi przystawić Lilkę j nawet sprawnie nam poszło. Potem było trochę problemów w domu, ale i tu trafiłam na cudowną położną, która umiała pomóc.
    Na początku miałam do siebie straszne pretensje, ale ile można? I co to da? Nic! Tak więc przestałam się zarzucać, że źle coś zrobiłam.
    Wystarczy mi widok zdrowo rozwijającej się córki :)
    Może też kiedyś opiszę naszą historię :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Oj Katjuszko, gdybym czytała ten wpis 3 lata temu, wyłabym jak bóbr, bo choć infekcji popołogowej nie miałam to reszta niemal identyczna. Choć nie, inna, i może to Cię pocieszy.. Miałam wsparcie, każda położna i pielęgniarka w domu (w Holandii), stawały na głowie co tu zrobić by wyszło jak należy. Pani z poradni laktacyjnej po miesiącu niemal codziennej pomocy rozłożyła ręce i opisała mój 'przypadek' na konferencji :) Problemy brodawkowe, ból, rany, krew- to jedno, dwa- infekcja grzybiczna, co jeszcze powiększa ból, kilka nawałów i dwa zapalenia piersi, leki, antybiotyki- zresztą wiesz, koszmar. Po 2 miesiącach się poddałam i odciągałam mleko kolejne 4 miesiące (mimo powrotu do pracy- gdy teraz do tego wracam to się śmieję i myślę, jak strasznie zakręcona na tym punkcie byłam, że jednak trochę za dużo tej nagonki na karmienie piersią. Gdybym cofnęła czas, to po miesiącu przeszłabym na mleko sztuczne, może uniknęłabym ciężkiej depresji poporodowej? nie wiadomo. Ściskam. Zrobiłaś co się dało i już. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  31. U nas też nie było wsparcia, na szczęście Marysieńka umiała się sama przystawić. Ale po tygodniu od narodzin wróciłyśmy razem do szpitala bo Mała miała silną żółtaczkę i na dwie doby musiałam Ją odstawić od piersi, dużo wtedy płakałam, a szczególnie wtedy kiedy wylewałam mleko do umywalki. Na szczęście wróciła do piersi i nadal się karmimy. A Majuszka ma bardzo dzielną Mamę! I będzie wdzięczna AŻ za 2 miesiące. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  32. a w którym szpitalu rodziłaś? dużo przeszłaś z tym karmieniem i tak długo dałaś rade ze ściąganiem.. Ja rodziłam na Karowej i bardzo mi tam pomogli, ale byłam aż 9 dni z córką, więc sporo czasu, ale ani razu nie dokarmiłam tam małej, a jak były problemy z karmieniem to wspierali i nie zachęcali do podania butelki

    OdpowiedzUsuń
  33. Dziwi mnie dlaczego Majuszka nie została przyjeta do szpitala razem z toba?? Jestem polozna, przykro czytac te wszystkie niepochlebne opnie. U nas w szpitalu jest duze nastawienie na karmienie piersią i wszystkie maluszki,ktorych mamy musza powrocic do szpitala z roznych przyczyn,są przyjmowane ponownie rowniez.Nikomu nie przyszlo by do glowy rozdzielac mamę i jej nowo narodzone dzieciątko. Bardzo smutne to ze was az na tydzien rozdzielono. Mimo wszystko wspaniale sobie dalas rade i tak. Pozdrawiam.Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym szpitalu tak jest, że się malucha przyjmuje razem z mamą? Ja miałam straszne problemy po porodzie. Coś poszło nie tak i miałam wielkie trudności związane z pęcherzem. Musiałam chodzić z cewnikiem, z niczym nie mogłam sobie poradzić. Najbardziej bałam się tego, że jak raz wyjdę z tego szpitala, to już mi nikt z tym pęcherzem nie pomoże. Że będę musiała wrócić na jakiś zabieg czy leczenie i to bez małej... Że nie będę mogła jej karmić. I tak spędziłam aż 10 dni, jak się potem okazało, bez potrzeby. Ale zaraz po porodzie wszystkie obawy i problemy są takie ogromne...

      Usuń
    2. W każdym szpitalu tak jest, że się malucha przyjmuje razem z mamą? Ja miałam straszne problemy po porodzie. Coś poszło nie tak i miałam wielkie trudności związane z pęcherzem. Musiałam chodzić z cewnikiem, z niczym nie mogłam sobie poradzić. Najbardziej bałam się tego, że jak raz wyjdę z tego szpitala, to już mi nikt z tym pęcherzem nie pomoże. Że będę musiała wrócić na jakiś zabieg czy leczenie i to bez małej... Że nie będę mogła jej karmić. I tak spędziłam aż 10 dni, jak się potem okazało, bez potrzeby. Ale zaraz po porodzie wszystkie obawy i problemy są takie ogromne...

      Usuń
  34. Kasiu, ale to nie jest tak, że nie zrobiłaś nic, żeby Maja piła Twoje mleczko. Przeszłyście przecież przez trudną dwumiesięczną drogę. Tak, wiem- z perspektywy czasu, to brzmi jak "tylko 2miesiące i się poddała", tyle, że te dwa miesiące muszą zlecieć dzień po dniu, noc po nocy, karmienie po karmieniu. Wtedy już nie jest "tylko", ale "aż"...
    Pomoc w szpitalu, a raczej Jej brak... Temat rzeka. Nawet nie chce mi się wracać do szczegółów z tej pomocy, przy pierwszej Córci. Może jeden przykład- udałam się do pokoju pielęgniarek, z prośbą o pomoc, ponieważ nie mogłam przystawić Małej. Bardzo miła pani, naprawdę miłym tonem, zaproponowała, że przygotuje nam butelkę... Tyle, że nie o taką pomoc mi chodziło.
    Przy drugiej Córci była zdeterminowana, żeby karmić choćby nie wiem co, bo jak nie trudno się domyślić-karmienie pierwszej skończyło się fiaskiem. Przy drugiej się udało-zaraz kończy 16miesięcy i nadal się karmimy. Żałuję tylko jednego- że my mamy, zaraz po porodzie jesteśmy takie bezbronne, wobec niepomocnego i nieprzychylnego personelu. Nie wiem czy to hormony, czy atmosfera, czy świadomość, że nagle jesteśmy od kogoś zależne, ale większość z nas nie potrafi tupnąć nogą i po prostu zażądać pomocy, która każdej z nas się należy.

    OdpowiedzUsuń
  35. Na pomoc w szpitalu nie ma co liczyć. Z pierwszym synem po pierwszej dobie miałam zgryzione brodawki. Pielęgniarki wogóle nie pomogły, W drugiej dobie Pani doktor coś tam pomogła poinstruowała, że mam synkowi głębiej wkładać pierś i tyle.Po drugiej dobie wyszliśmy do domu. W domu zaczał się horror,ale i byłam bardzo szczęśliwa, że jestem u siebie. Byłam ogromnie zdetermnowana i mimo, że położna po obejżeniu stanu moich piersi była załamana (przed karmieniem musiałam sobie rozmaczać ciepłą wodą, a później kropelkami mleka strupki, które po przerwach w karmieniu się robiły). Miałam wsparcie telefoniczne u zaprzyjaźnionej mamy. Karmiłam chwilami zagryzałam wargi z bólu, nie słuchałam, że mam za małe piersi iza mało pokarmu, że syn za mało przybiera na wadze. Wytrwałam i byłam z siebie tak dumna, że karmiłam prawie dwa lata. W tym czasie kilka razy przechodziłam przez zastoje i dwa razy zapalenie piersi z wysoką gorączką. Na szczęście wszystko ustąpiło. Drugi syn karmiony krócej bo półtora roku. Ciężko mi było już wytrzymać dietę przy skazie białkowej, którą synek miał. Z drugim było łatwiej choć też walczyłam o pokarm, w czasie gdy zabierali mi na noc synka pod lampy i dokarmiali tam sztucznie. Ja wtedy odciągałam pokarm, aby utrzymywać laktację.
    Mimo bólu, trudu i cierpienia to były wspaniałe chwile i życzę innym mamom wytrwałości, wsparcia i mądrości. Cieszyłam się bardzo, gdy później sama byłam wsparciem i pomocą telefoniczną dla innych mam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  36. Kurcze, to wręcz nieprawdopodobne ile zdziałać może wsparcie personelu medycznego po narodzeniu dziecka. U nas też było ciężko: cięcie, infekcja małej, za słaba by efektywnie ssać, antybiotyki dożylnie wiec rozłąka...7 najgorszych dni w moim życiu. Ale za to fenomenalne wsparcie położnych, napełniły mnie wiarą, uratowały laktację.

    OdpowiedzUsuń
  37. I tak jestes najlepszą mama pod słońcem, jaką znam... :* No poza wyjątkiem mojej mamy hihi :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Tak, to główny problem w szpitalach, brak jakiegokolwiek wsparcia dla matki po porodzie. O karmieniu nie będę nawet pisać , bo oboje moich na butelce (po 2 miesiące wojowałam ale nie szło). Po drugim porodzie doświadczyłam jakiejś depresji bo był ciężki i ja nie mogłam nawet usiąść na łóżku, mdlałam przy próbach podniesienia się, a one mnie zostawiły samą na sali, mąż musiał wracać bo Ola przeżywała że nie ma rodziców w domu, więc byłam bez jakiejkolwiek pomocy. Nie cierpię tego wspominać. Dopiero po 2 miesiącach zaczęłam do siebie psychicznie dochodzić......no masakra jakaś!

    OdpowiedzUsuń
  39. Czytając Wasze komentarze, powiem jedno podziwiam Was Kobietki, ja jestem chyba zbyt egoistyczna i ból mnie przerósł ;-) i od początku podawałam mm.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  40. Nie ma żadnego wsparcia ze strony położnych w szpitalu, one tylko krytykują zamiast pomagać, trzeba uczyć się na błędach i w przyszłości im się nie dać:) Majuszka piękna i zdrowa nie ważne jakie mleczko piła, ważne, że jest cuuudna:)

    OdpowiedzUsuń
  41. popłakałam się.... u nas też było ciężko, też pobyty w szpitalu tyle, że z małą (podejrzenie niedrożności...) jak sobie przypomnę to znowu ryczę... oj.... w 5 t.ż. mała ważyła 3080g - tyle co w dniu urodzin. pomimo walki, pomimo pokarmu (!) który okazał się bezwartościowy jak woda... bezwartościowa matka ze mnie - myślałam. kazali dokarmiać, pokarm zanikł... też wiele łez wylałam... obie wylałyśmy..... a najgorsze to ocenianie - najpierw, że nie umiem nakarmić dziecka, "jak to Pani uważa, że się dziecko nie najada skoro tyle pokarmu!", potem, że przez prawie 2 miesiące "głodziłam dziecko i żałowałam na mleko"....

    OdpowiedzUsuń
  42. Moja walka trwała 5 miesięcy i również bardzo ubolewam nad tym, że nie jest mi dane karmić dłużej. A sytuacja po porodzie z karmieniem bardzo podobna do mojej. Nie wiem dlaczego położne idą na łatwiznę i nie są wsparciem w tych trudnych chwilach dla matki. Dla nas to całkiem nowa sytuacja i nie zawsze wszytko układa się po naszej myśli. Ja przed wyjściem ze szpitala usłyszałam "bardzo rzadko się zdarza żeby dziecko nie piło mleka od matki" :O, Załamana wróciłam do domu, udało się przystawić córkę - 2 miesiące na piersi, 3 miesiące odciągania. Jedyne co możemy zrobić, to powalczyć o karmienie przy drugim dziecku a teraz cieszyć się macierzyństwem i nie zadręczać się tym, że karmienie piersią nie udało się tak jak tego chciałyśmy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  43. Współczuję wszystkim dziewczynom, które miały takie początki...ja na szczęście większych problemów z karmieniem nie miałam, natomiast mogę powiedzieć, że opieka poporodowa pozostawia wiele do życzenia...moja koleżanka miała problem z nadmiarem pokarmu, a położna kazała jej odciągać do samego końca, co jeszcze bardziej zwiększyło laktację i dziewczyna nabawiła się poważnego zapalenia piersi. Ja też przechodziłam przez dwa zapalenia piersi z wysoką gorączką. Przy pierwszym pojechałam do lekarza, który chciał mi wcisnąć antybiotyk, po którym na tydzień musiałabym zaprzestać karmienia. Na szczęście pojechałam skonsultować to w szpitalu, w którym rodziłam i tam dali mi antybiotyk, który można brać bez szkody dla dziecka podczas karmienia.

    OdpowiedzUsuń
  44. To prawda, mamy XXI wiek, a przy porodach nie wiele się zmieniło. To smutne i szokujące. U mnie w szpitalu nie ma odwiedzin (tylko na sali odwiedzin), więc rodząca jest sama ze sobą i dzieciątkiem. Ja byłam po cesarce, miałam zespół po punkcyjny i kazano mi leżeć plackiem (nie byłam w stanie się podnieść), no ale przecież musiałam zająć się dzieciątkiem - przewinąć, przygotować do ważenia, na obchód, nakarmić... Dopiero gdy już niemal zemdlałam podając dziecko na wagę, położne zauważyły, że jednak "nie udaję" i wzięto Piotrusia na jedną dobę, a ja dostałam leki i spałam niemal 24 godziny. W szpitalu spędziliśmy 6 dni. Karmienie nie szło dobrze, bo Piotruś pogryzł brodawki, krew sikała i już w szpitalu dostał butlę. Nie było wyjścia. W domu było już zapalenie piersi, antybiotyki i tak oto w sposób naturalny przeszliśmy na butlę na stałe. Plusem było to, że się najadał, miał stałe pory karmienia, po miesiącu przesypiał całe noce - od 20.00 do 7.00 rano! Piotruś jest zdrowy, silny, kochany! Nie żałuję swojej decyzji, choć w przychodni czy u lekarza dawano mi do zrozumienia, że jestem odmieńcem i to nienormalne, że nie karmię piersią! Ale to była moja decyzja i nie czyni to mnie złej matki! Tego to mi już nikt nie wmówi!
    Pozdrawiam i dziękuję, że napisałaś o swojej historii. Może im więcej kobiet będzie mówiło o trudach poporodowych i braku wsparcia czy pomocy ze strony położnych to wreszcie coś się zmieni.
    Kissiak - kissiak.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  45. Tyle się mówi o dobrodziejstwach karmienia piersią, ale dlaczego nikt nie pomaga! Położnym najwygodniej jest zabrać dziecko na dokarmianie! A powinny pomóc: bo niby skąd młode mamy mają wiedzieć, czy dziecko ssie, czy jest przystawione prawidłowo i czy jest już najedzone. Ja w szpitalu przeszłam podobne historie jak wy: ściskanie piersi i bezosobowe stwierdzenia: pusto; początkowy brak pokarmu, dokarmianie sztucznym. Tak bardzo chciałam mieć Malutką przy piersi i kiedy wreszcie 3 dnia pokarm się pojawił to wydawało się, że jest wszystko ok. Tylko dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na to, że Mała je godzinę i zaraz jest głodna (teraz już wiem, że nie umiała dobrze ssać, a mnie się wydawało, że je). Podawanie butelki przez położne jest bardzo krzywdzące, bo zamiast objaśnić, pobyć chwilę z młoda mamą i zobaczyć, co jest nie tak, to najwygodniej jest zabrać dziecko. W moim przypadku po przyjściu do domu też nie było lepiej, bo mała tylko jadła i jadła (dziś wiem, że tylko ssała jak smoczek) a pokarmu z dnia na dzień ubywało, a Malutka nie przybierała;/ Jejku, ile łez wylanych, w końcu decyzja pediatry o dokarmianiu sztucznym;/ Ale nie poddałam się: kupiła porządny laktator i odciągałam, odciągałam i odciągałam, aż pokarm wrócił. Jendak zbyt stresujące byłoby dla mnie przystawienie ponownie do piersi i denerwowanie się czy je, czy tylko " udaje" więc podawałam odciągnięty pokarm w butelce. I tak zostało do dziś, Małą ma 3 miesiące i je tylko moje mleko (dokarmianie stało się 10 dniowym epizodem). Wiem, że stchórzyłam nie przystawiając córeczki do piersi ponownie, ale wolę mieć komfort psychiczny i widzieć na podziałce butelki ile zjadła. Dziś jednak wiem, że przy następnym dziecku nie dam się omamić w szpitalu i będę sto razy bardziej mądrzejsza, żeby karmić piersią: to naprawdę cudowne uczucie. Dodam, że od czasu do czasu dostawiam córeczkę do piersi, żeby poczuć to "coś", ale ona już nie chce ssać, woli butelkę, bo tam jest przecież łatwiej. Ale i tak uważam się za matkę karmiącą piersią i nie wstydzę się powiedzieć, że moje karmienie piersią jest trochę "niestandardowe" :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Ściskam, podziwiam i współczuję, że początki były takie ciężkie a Wy wszyscy (Poślubiony szacun!) tacy dzielni! Nie miałam problemów zdrowotnych ani z kp w szpitalu a i tak dwa razy ryczałam przez pielęgniarki z noworodków, więc nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak nieczułe położne mogą wpływać na psychikę matek, które są pod ostrzałem ich ocen :(
    Ja miałam szczęście i trafiłam na cudowne położne, które poradziły co i jak, nie krytykowały, a doradzały no i, tfu tfu, do dziś czyli po prawie 11 miesiącach karmimy się bez większych problemów (oczywiście były kryzysy i kilka razy dokarmiałam, ale nie uważam tego za ujmę na honorze jak niektóre radykalne matki ;) ).
    Ale jeśli chodzi o nagonkę i presję dot. kp, to matki same ją/siebie nawzajem w dużym stopniu nakręcają. A imho sprawa jest prosta i chodzi tylko o to, żeby dzieci były najedzone (nieważne czym) a matki/rodzice mogli cieszyć się z rodzicielstwa zamiast niepotrzebnie stresować.
    Ściskam ra

    OdpowiedzUsuń
  47. Moja przeprawa z karmieniem też nie była łatwa...ale udało mi się, mimo braku wsparcia ze strony położnych, krwawiących brodawek i wielkiego bólu...udało się.
    Niesamowita jest Twoja historia...
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  48. Kasiu, w którym szpitalu rodziłaś?

    OdpowiedzUsuń
  49. Kochana Moja dzielna dziewczyny! dziękuję Ci za ten wpis! Szczery, życiowy. Prawie doprowadził mnie do łez. Przypomniały mi się moje początki w karmieniu piersią, ale ja nie miałam takich problemów jak Ty :*

    OdpowiedzUsuń
  50. Ja odciągam mleko, bo Małej nie chciało się ssać piersi.. Teraz już wpadłam na to co mogłam zrobić żeby to zmienić, szkoda że wtedy nikt mi tego nie powiedział, właśnie w szpitalu kiedy taka rada byłaby bezcenna. Przy kolejnym będę wiedziała..

    OdpowiedzUsuń
  51. Bardzo byłaś dzielna Kasiu. Do tej pory wydawało mi się,że u mnie było ciężko, pierwsze dwa miesiące były trudne, ale przy Twoich przeżyciach to naprawdę niewiele. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym zostawić Synka... Mimo, ze rodziłyśmy w tym samym szpitalu miałam więcej szczęścia do położnych-pomogły mi i dały nadzieję, bo z rożnych względów przez pierwsze dwie doby nie mogłam karmić i bałam się, że Jeremi przyzwyczai się do butelki, a ja stracę pokarm, ale udało się i karmi do dziś.
    Jeszcze taka myśl mnie naszła, że naprawdę dobrym pomysłem jest wynajęciem położnej na pierwszą noc po porodzie ( oczywiście jakiejś sprawdzonej lub poleconej przez znajomą/lekarza). Wiem, że płacimy składki, ze wszystko powinno być za darmo itd, itp, ale nie jest niestety... Moja położna naprawdę mi pomogła, kilka razy w nocy ściągałyśmy pokarm,powiedziała co robić by utrzymać laktację mimo, że nie mogę chwilowo karmić, pokazała mi jak przewijać, jak kąpać, jak dbać o pępek, podawała środki p/bólowe ( byłam po cc), całą noc zajmowała się synkiem, zabierała na karmienie, a ja mogłam się przespać. Gdy rano wychodziła rozpłakałam się jak dziecko.
    Pozdrawiam Kasiu i do zobaczenia ( mam nadzieję:))

    OdpowiedzUsuń
  52. Ja miałam wielkie szczęście bo nie miałam, żadnych problemów i szpital też był bardzo na tak jeśli chodzi o karmienie piersią, nie wolno było mieć butelek i smoczków :) Ale wiem, że to wyjątek przeważnie nie obchodzi ich nic :/ Trzeba walczyć na własną rękę ! My dalej się karmimy i mam nadzieję, że co najmniej do roczku wytrwamy :)
    http://kusiatka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  53. Koszmar jakiś, albo poród zaniedbany do granic, albo mleczna droga....dlaczego tak się dzieje? Przecież powinno być coraz lepiej.....:( Przecież położne i pielęgniarki to głównie kobiety, takie jak same jak my, dlaczego kobiety same sobie gotują taki los?
    Współczuję i życzę aby następnym razem było lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  54. to wspaniałe, że walczyłaś ... mimo tak trudnych doświadczeń
    we mnie kamienie wywołuje dwa skrajne emocje najpiękniejsze chwile i najtrudniejszy moment w naszym życiu - nasza niespełna miesięczna Zosia zachłysnęła się pokarmem, bezdech - Mąż ją ratuje, pogotowie, SOR, w płuchach pokarm, antybiotyki, tlen - 10 dni, ciężkich dni, płuca się powoli oczyszczają - nad Zosią wisi wizja punkcji - na szczęście jakoś Zosia daje sobie radę - z zapaleniem płuc - a ja płaczę przez te wszystkie dni, że mogłam ją zabić - pielęgniarki mówią, że za dużo pokarmu - i to przez to a Zosia to dziecko, które cały cas jak by mogło to było by przy piersi ... i już nigdy nie potrafiłam ją przystawić - do tej pory karmimy się mlekiem moim tylko, że ściągnietym bo ja nie potrafiłam się przełamaći ją dostawić

    OdpowiedzUsuń
  55. U mnie w szpitalu była inaczej, wręcz zmuszały do karmienia piersią a o butelkę z mlekiem musiałam się prosić i co zmiana dyżuru te same tłumaczenia "Mam konflikt z dzieckiem i nie mogę karmić" dopiero wtedy bez problemu dostałam mleko. Pani z poradni laktacyjnej była u nas 2 razy ze specjalną maścią :) miła, młoda kobitka.Dzielnie walczyłaś i to jest najważniejsze :)))

    OdpowiedzUsuń