Letni dzień. Piękna słoneczna pogoda. Pakujemy wiaderko, grabki, podlewaczkę i wszystkie inne bardzo ważne rzeczy. Kierunek plac zabaw. Coraz bliżej i bliżej. Jesteśmy. Ja siadam na ławce, Majuszka na murku piaskownicy. Sięgam po książkę. I co słyszę? "To moje babawki" krzyczy Majuszka najgłośniej jak potrafi i najmocniej jak tylko może ściska to wiaderko, te grabki, tą podlewaczkę. Długo się nie zastanawiam. Moje macierzyństwo jest intuicyjne. Trochę tak jak w kuchni. Wszystko robię na oko, tak jak wydaje mi się, że będzie dobrze. Wracając do piaskownicy, zgadzam się z moją córką, to są jej zabawki, ale dlaczego nie można się z nimi podzielić?
Sytuację opanowałam. Maja pożyczyła grabki. Ja wróciłam na ławkę. Nie wróciłam jednak do książki, tylko zaczęłam się zastanawiać jak to jest właściwie z tym pożyczaniem i potrzebą własności. Kiedy zaczynam tak rozmyślać, zawsze wracam do lat, kiedy to ja byłam małą Kasią. Krzyknęłabym tak samo. Nie chciałabym się dzielić. Tym bardziej jeśli ktoś po prostu przychodzi i zabiera zabawkę. Można poprosić. Wtedy sytuacja przedstawia się troszkę inaczej. Nawet teraz nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś do mnie podchodzi i po prostu sobie coś bierze. To są moje babawki!
Wracamy do domu. Spokoju mi to nie daje. Cały czas rozmyślam. Jak to jest z tym pożyczaniem. My rodzice, mamy w sobie takie coś, że czujemy się królami, traktując swoje dzieci jak podwładnych. Tak jest i już. Możemy kazać się podzielić. Dziecko z pewnością pożyczy zabawkę. Tylko czy o to w tym chodzi? Co byłoby gdybym zostałam na tej ławce. Nie robiła nic. Maja chwyciłaby zabawkę jeszcze bardziej.
Rozmyślałam dalej. Trzeba szanować własność dzieci i dawać możliwość wyboru, Tłumacząc, tłumacząc i jeszcze raz tłumacząc. Uczyć, jaką dużą wartość ma słowo "proszę". Szanuję własność Majuszki, daje możliwość wyboru, tłumaczę, tłumaczę, tłumaczę. I widzę efekty! Gdy ktoś poprosi Majuszka się dzieli. Jeśli jest z tym problem pytam czy potrzebuje teraz tej zabawki, zwykle nie potrzebuje i oddaje. To takie moje małe sukcesy. Mikroskopijne, ale dla mojego serca ogromne. Czy robię dobrze nie wiem. Ciasto zrobione "na oko" zawsze wychodzi. No to jak to jest z tym "to są moje babawki"?
U mnie dziewczyny walczą między sobą. Mania w kąpieli wyrywa Weronce zabawkę "Ej! Moo! Sio, Dzidziu" :) Wtedy tłumaczymy, że to są ich wspólne zabawki i żeby znalazła coś dla Weronki. Piaskownicy Mania często pożycza zabawki i zawsze uczę Ją, że trzeba zapytać. A myślę, że czasem warto odpuścić i niech dzieci same sobie ustalą reguły :)
OdpowiedzUsuńKasiu świetnie napisane;)moja córka ma dopiero (chociaż dla mnie "już") 15 miesięcy i już zastanawiam się jak to będzie w takich sytuacjach jak Twoja z piaskownicy, jak nauczyć dziecko że fanie jest się dzielić z innymi i im pomagać ale jednocześnie nie zapominając o własnych potrzebach.3 miesiące temu to moja córka chciała tylko dotknąć łopatki innej dziewczynki a ona zachowała się dokładnie jak Twoja Majuszka:)z tym że jej tata podbiegł do niej zagarnął wszystkie zabawki do siatki i uciekł mówiąc tylko że Zuzia ma teraz taki okres:)patrząc na inne dzieci widzę że taki czas kiedy dziecko odkrywa swoją indywidualność i poczucie własności przychodzi tak czy inaczej, każde dziecko w końcu powie coś w stylu "to są moje babawki" i tylko w dużej mierze to od rodziców zależy czy będziemy reagować, rozmiawiać czy olejemy sprawę...
OdpowiedzUsuńAntek ma 16 miesiecy i bardzo często na placu zabaw pożycza coś od innych dzieci tzn bierze to. Nie potrafi mówić, prosić, nie potrafi się z nimi dogadać. Niestety ja musze wkroczyc, bo kończy się takie pozyczanie krzykiem...
OdpowiedzUsuń