14 lipca 2015

Codziennie odnoszę sukces



Bunt dwulatka. Mam na jego temat swoją teorię. Zaczyna się w momencie postawienia przez dziecko pierwszych samodzielnych kroków. Pierwsze poczucie, że można pójść własną drogą. Oderwanie się od ręki mamy. Wtedy właśnie też u nas pojawiło się odmienne od naszego zdanie Majuszki. Bo na nogach lepiej niż w wózku. Bo chcę iść tam, a nie tam. I właśnie wtedy było chyba najtrudniej. Zachłyśnięcie się wolnością. Trochę trwało. A ja licząc do dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu, stu pchałam wózek z niezadowoloną Mają, która nie potrafiła przejść takiego dystansu jaki do przejścia mieliśmy. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy następnego dnia złość Mai mijała po odliczeniu do trzydziestu, w następnym po dziesięciu, a w następnym tygodniu było tylko w momencie zapinania pasów. No i szłam uśmiechnięta od ucha do ucha z odniesionego sukcesu. 

Sukces odnoszę codziennie. Jestem mistrzem negocjacji. Potrafię się dogadać ze zbuntowaną Majuszką mimo, że językowi Mai bliżej do chińskiego niż polskiego. Zadziwiający jest fakt, że do perfekcji opanowała zwroty "nie chce tego", "chce to", "chodź", "daj". I jeszcze jeden jej ulubiony 'chcę bajkę' i mam wrażenie, że dziecko moje od bajek jest uzależnione mimo, że ogląda je w minimalnych ilościach.  I znowu odnoszę sukces. Mówię, że od bajek lepsze zrobienie prania czy odkurzania. Zapomina o bajkach. Bez krzyku i złości. 


Odnoszę sukces. Na placu zabaw. Znowu potrafię się dogadać, kiedy czas na zabawę, a kiedy trzeba iść do domu. Odnoszę sukces bo nawet kiedy Maja twierdzi, że takiej rozmowy nie było do domu wracamy, konsekwentnie, znowu w głowie licząc do dziesięciu. Do dziesięciu wystarczy. Do stu już nie trzeba. 

Odnoszę sukces w sklepie. Mam swoje tajemne sposoby. Wynosimy ze sklepu tylko to co potrzebne. Wszystkie zabawki są tylko dekoracją, a lalkom z lumpeksu będzie smutno jak weźmiemy je z ich domu. Działa! 

Bycie mamą to moje ulubione zajęcie. Dające mi najwięcej radości. Bycie mamą zbuntowanej dwulatki lubię jeszcze bardziej. Każdy ten sukces daje mi tyle satysfakcji jak dla innych awans w pracy. 

Puk. Puk. Puk. Pukam w niemalowane drewno. Pluję za siebie. Pewnie jeszcze przed nami furie w sklepie, rzucanie się na podłogę, krzyki i kopniaki. Ale nawet jeśli też odniosę sukces. Policzę do dwustu, uśmiechnę się i pomyślę jak ugryźć ten temat. 




23 komentarze :

  1. Ostatnie zdjęcie- sama słodycz! Oj jak bardzo wiem o czym piszesz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my w tych sprawach idziemy łeb w łeb. I dobrze, że mam Ciebie i Tadka! :)

      Usuń
  2. U nas też "chcę bajkę" powtarzane ostatnio częściej niż kiedykolwiek :)

    Majuszka to cała do schrupania dziewuszka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak już puszczę tą bajkę to po 5 minutach chce inną. Wtedy też muszę negocjować. :)

      Usuń
  3. Żebyś wiedziała, że bunt dwulatka zaczyna się jak dziecko zaczyna samo chodzić... do 14 miesiąca zastanawiałam się czy zaczyna się już bunt dwulatka czy o co chodzi... i wniosek był prosty...chodzi o samodzielność, o podejmowanie samodzielnych decyzji, niezależność. Też z zaciśniętymi zębami i liczeniem w głowie do 100 wychodzę z domu (z dzieckiem w wózku), a wracamy z uśmiechem :)
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kiedy mam dwie dziewczyny, to liczenie nie pomaga. Momenty kiedy obie chcą na ręce są dla mnie tragiczne. Bo przecież ja jestem tylko jedna! Ale znalazłam na to sposób. Jeszcze więcej miłości. Całusów, przytulania. Nie mam już wolnej chwili, ale jesteśmy szczęśliwe. Wole być głodna, ale widzieć radość moich dziewczyn. Tak, to jest mój sukces.

    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam takie kobiety jak Ty wiesz? :)

      Usuń
    2. A ja takie jak Ty. Na samą myśl o Tobie, uśmiecham się. :)

      Usuń
  5. Oczywiście że odnoszę jakieś tam sukcesy wychowawcze na przykład ostatnio wygrana walka z nałogiem córki czyli ssaniem kciuka. Jednak przy dwójce dzieci, czasami z braku czasu, czasami z braku sił, zdarza mi się po prostu odpuścić. Wy zawsze dajecie rade ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście i my nie zawsze dajemy radę, ale w większości sytuacji tak i to dodaje mi skrzydeł. I o tym chcę pamiętać kiedy przychodzą tzw. nie dni.

      Usuń
  6. Ja nie odnoszę sukcesów wychowawczych codziennie może czasami to są wręcz klęski wychowawcze ale kocham moje dzieci i wiem że idealne matki nie istnieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Nie ma rzeczy idealnych. Nie ma idealnych osob nie ma idealnych matek. Jednak dla naszych dzieci zawsze bedziemy najlepsze mimo wad slabosci czy niepowodzeń. :)

      Usuń
    3. Nie ma rzeczy idealnych. Nie ma idealnych osob nie ma idealnych matek. Jednak dla naszych dzieci zawsze bedziemy najlepsze mimo wad slabosci czy niepowodzeń. :)

      Usuń
  7. Miło się to czyta, wydajesz się oazą spokoju. Napawa mnie nadzieją :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zawsze. Jestem oaza spokoju alebstaram sie spokojnie do wszystkiego podchodzić. Doskonale się to sprawdza. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ileż ja słyszałam o tym buncie dwulatka ... a czy ktoś mi powie, że dzieci roczne też je mają? Mój Synek zaczął pokazywać nerwy, wręcz agresję.... od tygodnia mnie zadziwia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle że zachowanie Szymka jest normalne. Kolejny etap :)

      Usuń
  10. Chyba takie sukcesy, to największa nagroda w macierzyństwie :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Własnie przechodzę przez ten etap ze swoją 26 miesięczną córką, która w ostatnich dniach zmieniła się nie do poznania. Targana emocjami rzuca się z płaczem na podłogę i próbuje wymuszać na nas rórzne rzeczy płaczem. Widzę, jak bardzo chce byc samodzielna i móc decydować osobie ale nie radzi sobie jeszcze z tym wszystkim i na serio serce mi pęka, jak widzę ją taką zapłakaną i roztrzęsioną ale staram się wtedy zachować spokój i po prostu być obok. Po takim napadzie jest totalnie wyczerpana i potrzebuje przytulenia i wtedy tez próbuję z nią o tm rozmawiać. Słyszę wtedy " już bedziem grzeczna"😊 ale póki co te sytuacje powtarzają się prawie codziennie, rowniez w żłobku, w którym zaczęła za mną płakać- po prawie roku chodzenia. I codziennie opowiada mi o tym, jak płakała i wciąż pyta, dlaczego chodzę do pracy😞Trudny to etap, zarówno dla mnie jak i dla tego małego człowieczka, który tak bardzo chce już być duży ale mam nadzieję, że szybko przez to przebrniemy😊pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak ja lubię czytać o maluchach, sama mam 14 mięsięczna córkę, która każdego dnia mnie zadziwia :)
    fajny blog, chętnie zajrzę tu nie raz, obserwuję, jeśli możesz zaobserwuj mój:)

    syllenadagga.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń